W książkach, w wywiadach, a także w czasie spotkania autorskiego we włodowickiej Rzędzinie (w ramach Festiwalu Góry Literatury) Urszula Zajączkowska – botaniczka i poetka młodszego pokolenia twardo broni tezy, że nasza ludzka wrażliwość zawsze musi być poprzedzona rozumieniem. No, może nieco prościej – myśleniem. A co to oznacza w odniesieniu nie tylko do świata roślin autorka znakomicie objaśnia. Jej najnowsza książka „Patyki, badyle” to niezwykle emocjonalny, ciepły zapis fascynacji i pasji badaczki oraz wnikliwej obserwatorki natury, która umie nie tylko dostrzec, zbadać, ale i wyciągnąć ogólniejsze, dla nas budujące wnioski. I do tego jeszcze uczyć nas wrażliwości. Namawiać nas do niej. Czyta się więc tę książkę jak podręcznik, jak niezbędnik dla kogoś, kto marzy o zrozumieniu najważniejszej idei w myśleniu autorki, czyli przekonania, że człowiek i natura tworzą jedność. Nierozdzielną, splecioną ze sobą różnorodnymi więzami, niekoniecznie przyjaznymi, ale też wcale nie wrogimi. To właśnie z przekonania, że jesteśmy wyłącznie wrogami przyrody, jedynie jej użytkownikami, że ją nieustannie niszczymy nigdy nie urośnie prawdziwa przyjaźń do niej, zaufanie i pozytywne uczucia. Wrażliwość wreszcie. Co ważne nie obowiązuje w tym myśleniu owo – „czyńcie sobie ziemię poddaną”. Często przywoływane w celu uzasadnienia okropnych uczynków człowieka wobec natury. Rozumne podglądanie świata, wyciąganie wniosków prowadzi do szacunku, ba, do prostego, naturalnego zachwytu, który już jest wygodną ścieżką do wrażliwości. A tej przecież potrzebujemy w każdej dziedzinie. Także w kontaktach z innymi Homo sapiens. Autorka tomu „minimum” twierdzi, że na świecie jest nie tyle zło, ile mamy w nim do czynienia z brakiem miłości. Zapewne. Dodaje, że przy odrobinie myślenia i wrażliwości właśnie możemy się dogadać, porozumieć, a nawet poszanować poglądy i odmienne od naszych sfery wartości innych osób. Czy to wyłącznie utopia?
Mietek Kowalcze