Tegoroczna edycja XI Dolnośląskiego Festiwalu Dolnośląskiego Muzycznego ma dwa nurty przedsięwzięć. Pierwszy, obszerniejszy, to cykl koncertów, które realizują hasło, zapożyczone z wiersza Johanna Wolfganga Goethego „Ponad szczytami cisza”. Drugi, nie tak okazały, pod tytułem „Koncerty w kościołach zapomnianych” obejmuje spotkania artystów z publicznością w miejscach mniej znanych, a mogących pochwalić się niebagatelną architekturą, wyposażeniem wnętrza czy znakomitymi organami. Albo jeszcze dodatkowo, jak w przypadku parafii św. Jakuba w Krosnowicach, grupą zaangażowanych mieszkańców, skupionych w Towarzystwie Miłośników Krosnowic i w Radzie Parafialnej.
W niedzielę, 13 sierpnia br. krosnowicki kościół gościł dwóch wybitnych muzyków: Piotra Lempę – bas oraz Macieja Zakrzewskiego – organy. Od chwili udanego zaproszenia artystów przez akcję informacyjną aż po finał widzieliśmy, po reakcjach zainteresowanych, że to zaszczyt móc przyjmować i posłuchać koncertu w ich wykonaniu. Renoma bowiem zasłużenie wyprzedza obu muzyków. Piotr Lempa to wzięty i uznany śpiewak, swoją markę zbudował w wielu salach koncertowych świata, a dzisiaj jest solistą opery w Zurychu, choć, jak się przekonujemy, w swoim rodzinnym Dobrodzieniu występuje regularnie i chętnie. Maciej Zakrzewski – organista i kompozytor związany z Gdańskiem warsztat i kunszt wykonawczy potwierdza z powodzeniem w każdym występie. Jak obaj przyznają nie występują wspólnie zbyt często, to jednak nie jest przeszkodą. Wzajemna informacja na temat tego, nad czym obecnie pracują wystarcza, by podjąć decyzję, czy są w stanie przygotować syntetyczny, kompletny program.
Udało się. Decyzja była na tak. Co więc usłyszeliśmy? W czasie wieczornego spotkania z liczną publicznością artyści przedstawili spójny, subtelnie pomyślany dobór kompozycji instrumentalnych i wokalnych, zamkniętych w klamrze Mendelssohn-Bartholdy – Brahms. Wysłuchaliśmy utworów zróżnicowanych, takich, które z jednej strony prezentowały wdzięk i maestrię wykonawczą, z drugiej pozwalały podążać słuchaczom za wieloma różnymi emocjami, które w swoich interpretacjach z przekonaniem i biegłością muzycy przekazywali. Z rozmów z publicznością po koncercie z radością usłyszałem (i powtarzam): jaki trudny program, jak znakomicie zaprezentowany! Prosimy o więcej. I częściej.
Na wstępie posłuchaliśmy Sonaty organowej A-dur op. 65 nr 3 Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego, a zaraz po niej arii Herr, Got Abrahams, Israels und Isaaks z oratorium „Eliasz” i 5 pieśni tego kompozytora: Tröstung op. 71 nr 1, Auf der, Wanderschaft op. 71 nr 5, Nachtlied op. 71 nr 6, Altdeutsches Lied op. 57 nr 1, Venetianisches Gondollied op. 57 nr 5. Już ta mendelssohnowska część programu wprost udowodniła, że występują przed nami wykonawcy wybitni, znakomici interpretatorzy, po prostu wirtuozi. Kompozycją łączącą ów klamrowy układ wieczornego programu była Chant du soir na organy solo Marco Enrico Bossiego, wykonana z dużą dynamiką, którą mogliśmy zobaczyć „na żywo” – cały koncert był bowiem dla publiczności przekazywany z chóru na ekran przed ołtarzem. Część brahmsowska to najpierw cykl pieśni: Da unten im Thale, Daemmrung senkte ich von oben, Der Gang zum Liebchen op. 48 nr 1, Meine Lieder op. 106 nr 4, Wir wandelten op. 96 nr 2, Todessehnen op. 86 nr 6, które mistrzowsko wybrzmiały u św. Jakuba. Na zakończenie usłyszeliśmy Preludium i fugę g-moll Johannesa Brahmsa. Oklaski brzmiały przez cały ten czas, kiedy artyści, w asyście dziewcząt z KGW, schodzili z chóru, żeby ukłonić się publiczności.
I tu pojawia się kolejny element pomysłu DFM na ten cykl koncertów, czyli bliska współpraca organizacyjna z mieszkańcami. W przypadku koncertu krosnowickiego była to także prezentacja przedsięwzięcia „Historia w portretach zapisana”. O co chodzi w projekcie? Parafia przygotowuje się do swojego 700-lecia (2026). Jednym z elementów świętowania będzie galeria portretów proboszczów. Już udało się jej część przygotować. Na wystawie w krużgankach można je było obejrzeć, ba, wesprzeć cegiełką, kupując ciasto, na jej uzupełnianie.
Nie dziwi więc, że pojawiła się podwójna satysfakcja, która wzięła się stąd, że udało się różnorodne wysiłki i wspólną pracę organizatorów – Fundacji DFM i TMK połączyć z zadowoleniem artystów i publiczności.
Mieczysław Kowalcze (fot. Andrzej Lemiesz)