Noworudzianin Bartłomiej Tabin jest jednym z 17 Polaków, którzy ukończyli w tym roku jeden z najtrudniejszych rajdów na świecie – Rajd Dakar. W kategorii motory – jednym z dwóch. To ogromny sukces debiutanta. Czy przekuje go w kolejne starty?
Bartłomiej Tabin już wrócił do Polski po dwóch tygodniach morderczych zmagań na pustyni w Arabii Saudyjskiej. Ma się z czego cieszyć, bo samo ukończenie Rajdu Dakar jest dużym sukcesem. Nie każdy niestety miał tyle szczęścia. Rajdu Dakar 2024 nie przeżył Francuz Carles Falcon, który zmarł po wypadku na motocyklu. – Startował trzy miejsca przede mną, dogoniłem go, jechaliśmy wspólnie razem. W następnych etapach starałem się go szukać, nie wiedziałem co się stało, dopiero po kilku dniach dowiedziałem się, że nie przeżył – wspomina ten tragiczny moment podczas rajdu Bartek Tabin, który także miał problemy na trasie i po upadku na motorze przez kilka chwil poobijany podejrzewał złamanie ręki. Na szczęście nie doszło do obrażeń, które wyeliminowałyby go z rywalizacji: – To są sekundy i nie mamy na to wpływu. Jedziemy swoim tempem, natomiast nie wiemy tak do końca, które miejsce jest twarde, które miękkie. Inaczej uderzyć samochodem w kamień, inaczej motorem – mówi.
Najgorzej wspomina właśnie kamienie, które go zaskoczyły na pustyni: – Wjeżdżając na połać 50-70 kilometrów samych kamieni to nie jest tak, że jedziemy po jakiś kamyczkach. Te kamienie mają 20-30 cm, tak że motorem ciężko po nich jechać, co fizycznie mnie zaskoczyło – mówi Bartek. Najlepiej z kolei jeździło mu się po wydmach: – Super widoki, wysokości tych wydm, przerażały zjazdy i podjazdy. Ale niesamowite – mówi noworudzianin. – Dobrze się w miarę czułem na wydmach, bo wiemy, że chociaż miękko się po nich jedzie to i wysiłek fizyczny jest większy. Natomiast ten komfort jazdy też jest większy, bo w razie czego jesteśmy na miękkim piasku.
Pustynia oczywiście miała swoje niespodzianki. – Musimy się skupić i na trasie i na nawigacji i na wszystkim dookoła, żebyśmy wiedzieli w jakim momencie jesteśmy. Wjeżdżamy na przykład na jakąś górę z wydmy i nic nie widzimy – tylko żółty piasek. Najgorszy był czerwony piasek, ponieważ nierówności nie były w ogóle widoczne – ja nie wiedziałem czy to jest po prostu dół czy pagórek, czy to mnie wybije czy to mnie wciągnie – wspomina swoją jazdę po pustyni.
Jak mówi, motocykle to chyba najgorsza grupa, jaka może być w tym rajdzie. Najdłuższy odcinek miał 820 km, tak więc stojąc czy siedząc trudno fizycznie wytrzymać na ważącym około 170 kg motocyklu. Nie miał jednak problemów z techniką czy wysiłkiem: – Nie miałem tutaj problemów, nie było, że coś mnie przerosło i mówiłem że jeszcze muszę popracować nad tym. Spokojnie, bez żadnego ciśnienia jechałem. Tam, gdzie mogłem, to jechałem na maksa – trzeba tak jechać, żeby w połowie tej stawki być. Wiadomo, że tyle rzeczy też się dzieje negatywnych, które wynik tego rajdu odsuwają dalej, ale jeżeli o techniczne podejście to jestem zadowolony.
Dzień podczas dwóch tygodni rajdu wyglądał podobnie: pobudka o 4.00 rano, o 5.00 start dojazdowy, bo odcinek znajdował się o 200 km dalej, odcinek specjalny, z powrotem dojazdówka i w godzinach 15.00-17.00 przyjazd do biwaku, motor do serwisu – codziennie wymiana opon oraz oleju – kolacja i spanie. I tak przez 14 dni. W tym roku organizator przygotował nie jeden, ale dwa odcinki maratońskie: – Organizator na dwa dni całkowicie nas wysłał na pustynię, więc tu był gwóźdź do wszystkiego, nie było serwisu, spaliśmy w namiotach, całkowicie byliśmy odcięci od jakiejkolwiek pomocy. Jak się komuś coś zepsuło, to był wtedy całkowicie wyeliminowany – mówi B. Tabin.
Przyjazd na metę to była – jak przyznaje – euforia: – Trochę łzy pociekły, bo cały team tam z nami był. To jest chyba szczyt marzeń wszystkiego – przyznaje. Jak mówi, ten rajd rzeczywiście przewartościowuje i człowiek inaczej zaczyna patrzeć na życie. Pomimo debiutu, zawalczyć chciał także o wynik, jednak jak mówi – zadziałała „chłodna” głowa i jechał tak, aby dojechać do mety.
Bartek Tabin pojechał w czeskim Jantar Team – za co szczególnie dziękuje naszym południowym sąsiadom, że uwierzyli i dali mu szansę, chwaląc jednocześnie ich duży profesjonalizm. Do rajdu przygotowywał się zresztą przez dwa lata, a droga była wyboista. Kilka lat wcześniej amatorzy sportów motorowych musieli opuścić tor w Drogosławiu, kiedy miasto nie zdecydowało się dalej dzierżawić im terenu. Schronienie znaleźli w gminie Nowa Ruda, gdzie w Dzikowcu pasjonaci tacy jak Seweryn Panek, zorganizowali profesjonalny tor, gdzie Bartek przygotowywał się do Rajdu Dakar. – Trzymaliśmy kciuki nie tylko przez te 12 etapów, ale tak naprawdę przez ostatnie dwa lata przygotowań Bartka, żeby udało mu się zrealizować to jego marzenie – mówi Serweryn Panek. – Bartka znam już bardzo długo i tak naprawdę ten Dakar to taka kwintesencja całej jego kariery. To nie jest jednodniowy rajd, podczas którego można dać z siebie wszystko. Tu jest kilkanaście etapów. Czekaliśmy na ostatnią informację, że jest w całości na mecie, bo sukcesem na takim długodystansowym rajdzie jest przede wszystkim dojechanie do mety. Bardzo się cieszymy, że Bartek jest na tej mecie, że jest z nami, że zdobył nowe doświadczenia. Trzymamy kciuki za powrót na Dakar w przyszłym oku, i znając Bartka, że zdobył teraz doświadczenie, liczymy, że naprawdę pokaże, na co go stać.
Także wójt gminy Adrianna Mierzejewska nie ukrywa, że jest dumna z osiągnięć Bartka: – Bartek to wielka niespodzianka, duma dla nas ogromna, bo to nasz kolega, nasz krajan i życzymy mu kolejnych sukcesów – mówi A. Mierzejewska. – Nie mieliśmy wątpliwości, że uda mu się ukończyć ten bardzo trudny rajd, kibicowaliśmy mu od początku. Będziemy go promować, żeby o Bartku było głośno, żeby były osoby, które zechciałyby dofinansować, bo jest to naprawdę pozytywny sport, jeśli jest w rękach pozytywnych ludzi.
Co dalej? Czas pokaże. Na razie Bartek odpoczywa, chociaż projekt „Dakar 2025” już się powoli rodzi w głowach. Jak mówi, jest na to gotowy, ma możliwości, ale zależeć to będzie od sponsorów. Tegoroczny Rajd Dakar ukończyło na motocyklach tylko dwóch Polaków. Bartłomiej Tabin debiutując uplasował się na 55. pozycji, drugi z Polaków Konrad Dąbrowski na 24.
Joanna Żabska