Zaczynał od drążków na kłodzkim stadionie. Dzisiaj, jako trener personalny, odkrywa przed innymi możliwości ludzkiego organizmu. Z pasjonatem ruchu, Marcinem Chmielem rozmawia Maciej Sergel.
Kiedy pojawiłeś się po raz pierwszy na drążkach? Czy Twoja sportowa droga zaczęła się od kalisteniki i streetworkotu?
Moja przygoda ze sportem rozpoczęła się od kalisteniki w domu oraz sportów walki. Wpierw zwykłe pompki, podciągania. Później z kolegami przenieśliśmy treningi na kłodzki stadion, gdzie mieliśmy do dyspozycji wpierw tylko jeden drążek, ale chwilę potem władze miasta postawiły park do streetworkotu, co pozwoliło rozszerzyć zakres treningów.
Czy treningi na drążkach zainspirowały cię do dalszego rozwoju? Wiem, że przez te kilka lat zrobiłeś kilka ciekawych kursów, które pozwoliły ci rozwinąć skrzydła i pasję…
Dokładnie tak. Generalnie dalszy rozwój przyszedł wraz z kontuzjami i przerwami, które trwały różnie: raz miesiąc, a raz cały rok. Musiałem wtedy sobie poradzić sam, bo niestety okazało się, że służba zdrowia w tych kwestiach kompletnie leży. Dało mi to świadomość, że jestem odpowiedzialny za siebie i nie można się poddawać. Zacząłem uczestniczyć w różnego rodzaju szkoleniach, aby podnieść swoją wiedzę. Ukończyłem 12 kursów z zakresu gimnastyki, treningu medycznego czy siłowego. Dzięki nim wiem, że ciało rządzi się swoimi regułami w kwestii ruchu i treningu, co pozwoliło mi wrócić na właściwy tor w mojej przygodzie ze sportem.
Z którego kursu jesteś najbardziej dumny?
Z pierwszego – z „Metodyki treningu Poziom 1”. To on pokazał mi, że tak naprawdę nic nie wiem i rozbudził we mnie chęć dalszego samodoskonalenia, która trwa do dnia dzisiejszego.
Realizujesz nowy projekt. Jak się nazywa i o co w nim chodzi?
Nasz nowy projekt, jeśli można go tak nazwać, polega na ruchu. Ostatnio przeprowadziliśmy pierwszy taki event pod nazwą „Movement Kłodzko #1”. Robiliśmy różne ćwiczenia, które wymagały od nas koordynacji, pracy na nogach, wyczucia „przeciwnika”. Uczyliśmy się, jak ruszać się lepiej i czerpać radość z chwili obecnej zatracając się w danym zadaniu, które wymagało od nas wyjścia z tego co znane, w to, czego nie znamy. Trening Movement może być początkiem naszej drogi z ruchem albo uzupełnieniem dyscyplin, które już trenujemy. Skupiamy się na wychodzeniu ze strefy komfortu, nie zatrzymujemy się na tym, co już potrafimy, tylko ciągle podnosimy poprzeczkę. Robimy to przez zabawy z piłkami, kijami, które świetnie budują w nas poczucie dystansu, koordynację, refleks, szybkość reakcji, skupienie czy kreatywność. Chodzi o ciągły rozwój poprzez zabawę.
I ciągle trenujesz też na samych drążkach?
Oczywiście – zwłaszcza w okresie wiosenno-letnim pojawiam się tam regularnie, najczęściej wczesnym rankiem. Trening na świeżym powietrzu uprawiam średnio 3 razy w tygodniu.
Ilu was trenuje?
Jest to około 8 osób, w zależności od tego, co realizujemy.
Uważasz park z drążkami za wartościową część kłodzkiego stadionu? Czy byłbyś za powstaniem nowego parku do streetwokoutu z atestami, gdzie można byłoby organizować różne zawody?
Oczywiście. To jest miejsce, w którym wiele osób ma szansę rozwijać swoją pasję, dzielić się doświadczeniem, zdobywać nowe znajomości czy rozładowywać codzienne stresy. Mamy w Kłodzku naprawdę sporo osób na wysokim poziomie w streetworkout i jeszcze więcej osób, które potrzebują jakiegoś hobby i pasji. Ruszamy się coraz mniej, cierpimy na bóle kręgosłupa i zwichnięte karki od telefonów, więc zdecydowanie nowy park byłby świetną sprawą.
Czy gdyby powstało w Kłodzku Stowarzyszenie Kalisteniki i Streetworkoutu zaangażowałbyś się w jego pracę na rzecz tworzenia jakiś projektów?
Wszystko zależy, czy stowarzyszenie miałoby na celu tylko kalistenikę i streetworkout, czy ogólne podejście do człowieka i ruchu bez zamykania się na daną dyscyplinę. To drugie jest bliższe mojemu sercu.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów w Twoich projektach.
Film z eventu pod nazwą „Movement Kłodzko #1” na kłodzkim stadionie