Dziś miałem w planie napisanie tekstu na trochę inny temat, ale wczorajsza sytuacja w sklepowej kolejce i ostatni felieton Mietka Kowalcze zainspirowały mnie, żeby napisać o pogodzie i roślinkach…
A sytuacja w sklepowej kolejce była taka. Stoję sobie z zakupowym wózkiem w kolejce do kasy i kątem ucha słyszę rozmowę dwóch pań na temat pogody. Czy właściwie nawet nie rozmowę, a monolog, gdyż jedna pani była ?słuchaczką?, a druga ?prelegentką?. I ten monolog (w wersji zdecydowanie skróconej) brzmiał mniej więcej tak: ?No straszna sprawa, tyle czasu to trwa, wytrzymać już nie można…? W tym momencie druga z pań widocznie zadała jakieś krótkie pytanie, albo zmarszczyła pytająco brwi, bo za chwilkę usłyszałem ?No jak to co? Ta fala afrykańskich upałów. Niech to się wreszcie skończy!?.
W tym momencie coś mnie tknęło, bo po pierwsze – tych ?upalnych? czerwcowych dni mieliśmy dosłownie kilka, a po drugie – dokładnie takie sformułowanie usłyszałem w tym samym miejscu niespełna dwa tygodnie wcześniej, aczkolwiek w nieco innym kontekście, który brzmiał mniej więcej tak: ?No jak to co? No żeby na początku czerwca człowiek w kurtce chodził, bo tak jest zimno. Niech to się wreszcie skończy!?.
Głowy czy ręki nie dam sobie uciąć, ale po zerknięciu na ową panią wygłaszającą ten wczorajszy monolog, na 99% jestem przekonany, że ten sprzed dwóch tygodni padł z tych samych ust. I tu dochodzę do sedna tego tekstu. Jak to jest, że niektóre osoby – a mam czasami wrażenie, że jest ich całkiem sporo – potrafią w ciągu niespełna dwóch tygodni (a czasem i szybciej) zmienić swoją opinię o 180 stopni? Byle by tylko był powód do narzekania, czyli tego naszego ?narodowego sportu?. Da się to zmienić?
Mietek Kowalcze w swoim ostatnim felietonie opisał taką sympatyczną symbiozę trawnika i łąki. I rzeczywiście taki obrazek jest wręcz sielski – po jednej stronie równy angielski trawnik, a po drugiej bujna łąka. Ale w kontekście tych dwóch powyższych monologów muszę dodać łyżkę dziegciu do tej miodowej uczty. Czy właściwie zasłyszane prawie dosłowne cytaty, które pewnie wielu z czytelników słyszało. W zależności od sytuacji brzmią one mnie więcej tak:
Kiedy nie koszą trawników – ?No straszna sprawa – nie koszą tych trawników, tylko komary i muchy latają. Niech to się wreszcie skończy!?.
Kiedy koszą trawniki z rana – ?Wytrzymać nie można z tymi kosiarkami, ciągle tylko hałasują. Spać nie można. Niech to się wreszcie skończy!?.
Kiedy koszą trawniki w południe – ?No jak to tak. Przy tym koszeniu wszystkie pyłki fruwają. Zaraz będziemy wszyscy mieć alergię. Niech to się wreszcie skończy!?.
Kiedy skoszą trawniki – ?Straszne. Spalona ziemia. Pustynia wręcz. I ten kurz wszędzie. Niech to się wreszcie skończy!?.
I tak w koło Macieju. Trawniki – źle. Łąki – źle. Koszą – źle. Nie koszą – źle. Wręcz ?narodowy sport? – narzekanie.
A tu nagle wpada Mietek ze swoim felietonem o łące i trawniku. I u niego jest tak: Trawnik – dobrze. Łąka – też dobrze. To może tego się trzymajmy?
Tomasz Żabski