Od prawie dwóch lat na prywatnej posesji przy ul. Polnej w Stroniu Śląskim nielegalnie składowanych jest 100 ton ropopochodnej substancji. Beczki przyjechały nie wiadomo skąd, a o tej tykającej bombie ekologicznej wiedzą wszystkie odpowiedzialne służby. Jest wyrok sądowy, jest kara nałożona przez Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska. I jest problem z ich usunięciem.
Jak mówią mieszkańcy, beczkami zastawiony jest cały magazyn aż po sufit, część stoi na zewnątrz. Najprawdopodobniej znajduje się tutaj 290 beczek – po dwieście litrów każda. Podczas prowadzonego przez prokuraturę śledztwa ustalono, że znajduje się w nich substancja ropopochodna. Niedaleko od magazynu mieszkają ludzie, jest ujęcie wody, a tuż za płotem znajduje się pensjonat. Wszyscy obawiają się tego, do czego mogłoby dojść, gdyby nastąpił z nich wyciek albo jeszcze gorzej – pożar. W tym roku na terenie tego nielegalnego składowiska już raz interweniowała straż pożarna. 26 czerwca podczas upałów doszło do rozszczelnienia się jednej beczki i wycieku substancji. Interweniowały wówczas służby chemiczne z Wałbrzycha, a wyciek – około 50 centymetrów zasypano piaskiem i zostawiono.

Udało się wtedy pobrać próbkę, żeby określić substancje, jakie znajdują się w środku. – Próbka została wysłana do Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie, żeby ocenili, czy te związki chemiczne są szkodliwe dla zdrowia. Jeszcze nie otrzymaliśmy odpowiedzi – mówi Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego. – Nie wiemy do końca, co jest w tych beczkach. Część została określona jako niebezpieczna, część że nie stwarza zagrożenia – dodaje burmistrz. Beczki opatrzone są niemieckimi etykietami i, jak mówi D. Chromiec, prawdopodobnie są to rozpuszczalniki z jakiejś drukarni.
O nielegalnym składowisku potencjalnie niebezpiecznej dla zdrowia i środowiska substancji wiedzą od początku wszystkie odpowiedzialne służby. Beczki zostały przywiezione do Stronia 29 września 2017 roku i wyładowane w magazynie na prywatnym terenie, który właściciel wynajął innej firmie. Sprawa szybko trafiła do prokuratury. – W okresie od 11 października 2017 roku do 22 grudnia 2017 roku Komisariat Policji w Lądku pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w w Bystrzycy Kłodzkiej prowadził śledztwo dotyczące składowania od dnia 29 września 2019 roku w Stroniu Śląskim na terenie prywatnej posesji przy ul. Polnej wbrew przepisom ustawy w nieopisanych beczkach i pojemniczkach nie mniej niż 100 ton odpadów ropopochodnych które mogły zagrażać życiu lub zdrowiu człowieka, spowodować istotne obniżenie jakości wód powierzchniowych i zniszczenie w świecie roślinnym i zwierzęcym w znacznych rozmiarach, spowodować znaczne obniżenie jakości wód podziemnych i powierzchni ziemi w przypadku rozszczelnienia pojemników z odpadami i przedostanie się ich do gruntu – informuje prokurator rejonowy w Bystrzycy Kłodzkiej, Beata Jedlińska.

Prokuraturze udało się ustalić, że wynajmującym był prowadzący działalność gospodarczą w Oleśnicy Rafał O. – Wobec podejrzanego, który w Stroniu Śląskim wynajął halę i część posesji i sprowadzał odpady, w toku śledztwa na wniosek Prokuratora zastosowany został przez Sąd Rejonowy w Kłodzku tymczasowy areszt. Rafał O. bez ustalonego miejsca stałego i czasowego zamieszkania, prowadzącego działalność gospodarczą w Oleśnicy został oskarżony o czyn z art. 183 & 1 i 4 k.k. i skazany przez Sąd Rejonowy w Kłodzku na karę 10 miesięcy pozbawienia wolności – informuje prokurator B. Jedlińska. Podczas śledztwa ustalono także, że Rafał O. nie działał sam, dlatego prokuratura wszczęła kolejne postępowanie przygotowawcze o ten sam czyn. W marcu 2018 roku zostało jednak ono umorzone z powodu niewykrycia sprawców.
W 2017 roku teren magazynu skontrolowali także inspektorzy z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. – Nałożyliśmy karę pieniężną na osobę, która przywiozła te odpady – mówi kierownik Działu Inspekcji WIOŚ w Wałbrzychu, Urszula Paluch. Na tym jednak, jak wyjaśnia, kończą się kompetencje WIOŚ-u. – My jesteśmy organem kontrolnym. Natomiast kwestia ich usunięcia leży w kompetencji gminy i gmina musi się tym zająć.
W gminie nielegalne składowisko potencjalnie niebezpiecznej substancji jest ogromnym problemem, z którym władze muszą zmierzyć się same. – Zawiadomione są wszystkie służby od wojewody, poprzez sanepid, policję, prokuraturę – mówi burmistrz Stronia. – Jesteśmy po rozprawie, skazany jest ten, kto przywiózł beczki i co z tego? Dalej są one u mnie. Byli inspektorzy z WIOŚ-u, poinformowali, że wymierzyli karę finansową dla dzierżawcy i na tym się skończyło.

Władze Stronia powołały Gminny Zespół Zarządzania Kryzysowego, który zajmuje się sprawą beczek. I chociaż wszyscy chcą jak najszybciej pozbyć się tego problemu, to nie jest to prosta sprawa. Bez odpowiednich decyzji administracyjnych, nielegalnego składowiska na prywatnej posesji ruszyć nie można. Co prawda władze Stronia Śląskiego wydały już na właściciela posesji nakaz wywozu beczek, ten jednak się odwołał do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia. – Na nowo musimy przeprowadzić całą procedurę i termin został przedłużony do końca września. Kiedy nie ma decyzji, my nie możemy wyegzekwować działań związanych z wywozem beczek z tego terenu – mówi Dariusz Chromiec.
Burmistrz przyznaje, że gmina gotowa jest nawet na własny koszt wywieźć i zutylizować odpady, byleby pozbyć się ich ze swojego terenu. Musi jednak zakończyć się postępowanie administracyjne. Na razie więc pozostaje jedynie na bieżąco kontrolować teren i interweniować, jeśli z beczek znowu coś zacznie wyciekać. – Monitorujemy cały czas ten teren, ogrodziliśmy go, straż miejska tam jeździ. Sytuacja jest pod kontrolą i na razie nic się nie dzieje pod kątem zagrożenia ekologicznego – mówi D. Chromiec.
Okazuje się, że o ile beczki nielegalnie pojawiły się na prywatnym trenie w jeden dzień, to usunięcie ich w sposób legalny jest już dużym problemem. Sprawa ciągnie się już dwa lata i być może jej finał nastąpi w tym roku.
Joanna Żabska
Fot. nadesłane